Krzysztof Osiejuk (Toyah) - Wesoły autobus, czyli końcówka
data:04 października 2011     Redaktor:

Krzysztof Osiejuk( bloger Toyah), autor książki "O siedmiokilogramowym liściu i inne historie".

W najbliższych wyborach startuje do Sejmu. Okręg 31(Katowice), lista nr 1, poz.21.

Ponieważ fakt, że wybory już coraz bliżej, emocjonuje nas wszystkich bardzo, może się okazać, że moja ocena atmosfery tych dni jest błędna, bo skażona tymi emocjami, niemniej jednak mam wrażenie, że po stronie zajmowanej przez tych, których mamy nadzieję w tym roku ostatecznie zetrzeć w proch, a to co po nich zostanie, rozpędzić na cztery wiatry, doszło do bardzo poważnej paniki. Oczywiście, tak jak to się dzieje w tego typu sytuacjach, a już zwłaszcza w polityce, nie jest tak, że ci państwo wyrywają sobie włosy z głowy, biegają w kółko i, ogólnie rzec ujmując, zachowują się jakby się czegoś najedli. W żadnym wypadku. Oni wszyscy są bardzo opanowani, ich koszule są wciąż starannie wyprasowane, garnitury wyczyszczone, krawaty odpowiednio pod szyją, a włosy przyczesane. No i te głosy ? nawet śladu drżenia. A mimo to, nie sposób nie zauważyć, że im wszystkim brakuje tego czegoś, nieokreślonego i niezdefiniowanego, co mogłoby dowodzić, że z nimi jest wciąż wszystko w porządku.

Żeby przybliżyć nieco to co mam na myśli, pozwolę sobie wrócić do czasów bardzo zaprzeszłych, a więc jeszcze do roku 1990, kiedy to Lech Wałęsa prowadził kampanię prezydencką przeciwko Tadeuszowi Mazowieckiemu i nikt nawet nie przypuszczał, że tak naprawdę, jeśli ta kampania miała w ogóle zakładać jakąś walkę, to z całą pewnością nie z Mazowieckim, ale ze Stanisławem Tymińskim. Przede wszystkim, jeśli ktoś te czasy pamięta i to pamięta je nie jako zaczadzony zwolennik Mazowieckiego, ale ktoś, kto miał swoje oczy, swoje uszy i swój rozum, niech sobie przypomni, że ówczesna oficjalna atmosfera była taka, że Tadeusz Mazowiecki zostanie tym prezydentem już w pierwszej turze, bo i ma świetną kampanię, eksperckie otoczenie, wspaniałą reputację, no a poza tym jeśli Wałęsie zostaną jeszcze jakieś głosy, których mu nie odbierze Tymiński, będą to głównie głosy jakichś wiejskich buraków i hołoty z małych miasteczek. Nie bez powodu wspomniałem kampanię i ludzi, którzy Mazowieckiemu ją robili. Otóż kiedy dziś, po latach, patrzę na sposób w jaki System próbuje doprowadzić Platformę Obywatelską do zwycięstwa, przypomina mi się dokładnie atmosfera roku 1990. To jest kropka w kropkę ten sam biurokratyczny sznyt, ta sama zimna elegancja, te same puste i pozbawione jakiejkolwiek emocji hasła, typu "Z nami lepiej", czy "Postaw na tych co się sprawdzili". Kiedy patrzymy, czy to na telewizyjne spoty Platformy Obywatelskiej, czy już słuchamy bezpośrednich wypowiedzi tych ludzi, widzimy bardzo wyraźnie, że oni już nie sa w stanie się wydostać z tego urzędniczego napięcia, które ich obezwładnia. A do tego jeszcze ta prezydencka kampania na rzecz uczestnictwa w wyborach, gdzie banda dziwnych pań odprawia jakieś czary, i jeśli do czegokolwiek zachęca, to do natychmiastowego przełączenia kanału.

No a jeszcze obok tego mamy całą tę medialną oprawę, która w swoim założeniu miała zachęcić ludzi do głosowania na System, a z jakiegoś niesamowitego powodu, tylko do tego gestu zniechęca. Można odnieść wrażenie, że wszystko to, co jeszcze cztery lata temu wydawało się takie proste, a więc cała ta kampania pod hasłem "Zmień kraj, idź na wybory" z tymi wszystkim wesołymi hasłami i kolorami, stało się dla Systemu całkowicie niedostępne. Wygląda to tak, jakby w zupełnie naturalny sposób, ludzie odpowiedzialni za propagandę zostali pozbawienia jakiegoś paliwa. I w rezultacie, wszystko co oni robią, ma efekt przeciwny od założonego. A tu nagle jeszcze wszyscy widzimy, jak to kampania Prawa i Sprawiedliwości, w sposób zupełnie cudowny, przejęła tamto hasło i odtwarza historię, tyle że już na swoją korzyść.

Wczoraj miałem okazję obejrzeć w telewizji kawałek czegoś, co zorganizowane zostało ? jak się domyślam ? przez telewizję TVN, a nazwane zostało "debatą na temat mediów". I, powiem uczciwie, że nie pamiętam kiedy ostatnio ? być może właśnie w roku 1990 ? byłem tak zszokowany, z jednej strony, tego kłamstwa bezczelnością, a z drugiej bezradnością, jaka za nim stoi. Proszę sobie wyobrazić, że Grupa ITI zorganizowała ową debatę, nie stwarzając już, choćby nawet w minimalnym stopniu, pozorów, że mamy do czynienia z czymś poważnym. Oczywiście ? było odpowiednie światło, fotele, poważne miny, natomiast, pomijając tę wystawę, mieliśmy już tylko z jednej strony jakichś dwóch korespondentów zagranicznych mediów, a z drugiej ? Jacka Żakowskiego, jako przedstawiciela mediów polskich, Radosława Markowskiego w roli eksperta, i już na koniec, żeby tę kupę śmiechu jakoś zamknąć, Jacka Pałasińskiego, jako moderatora owej przedziwnej debaty.

Kim byli ci dwaj dziennikarze z zagranicy ? nie mam pojęcia i też nie bardzo mnie to obchodzi. Natomiast to, co mnie w tym wszystkim zafascynowało najbardziej, to oczywiście najpierw Żakowski, o którym wiemy już wszystko, Markowski ? podobnie ? no i Pałasiński ? również podobnie. I w tym wszystkim gryzie mnie już tylko jedna myśl. Cóż stało na przeszkodzie, by do tej debaty wydelegować, zamiast Pałasińskiego ? ja wiem? ? na przykład Miecugowa i poprosić, by udawał kogoś spoza bezpośredniego układu. Przecież on to umie robić świetnie. Czemu też oni postanowili do tej roboty skierować akurat Żakowskiego? Czemu akurat jego? Przecież mają tych dziennikarzy całe stado. Przecież, nawet gdyby oni tam dali takiego Igora Janke, on by wszystko zrobił tak jak trzeba, a TVN mógłby się chwalić, że jest taki europejski. Niemal jak BBC. Czemu wreszcie wzięli Markowskiego ? człowieka, który jest już skompromitowany tak, jak chyba nikt inny z jego branży? Żeby tam przylazł i nie dość, że całą publiczność w jednej chwili przestraszył swoim wręcz już symbolicznym wizerunkiem, to jeszcze zrobił z siebie idiotę, próbując się popisać, jak to on umie mówić po angielsku?

To akurat zresztą było zdarzeniem tak niezwykłym, że zasługuje tu na osobny rozdział. Otóż w pewnym momencie Markowski, opowiadając jak to w dzisiejszym świecie media, będąc często na usługach polityków, czy wielkiego biznesu, kłamią i manipulują, w pewnym momencie ? nie potrafiąc podobno znaleźć odpowiedniego polskiego zwrotu ? poprosił, by mu wolno było użyć terminu angielskiego, i wspomniał, jak najbardziej nonszalancko, o "deliberate disinformation". I to jest, moim zdaniem, esencja tego skretynienia, w jakim ci państwo się dziś znaleźli. Z jednej strony, ktoś taki jak Radosław Markowski ? w obecności kogoś takiego, jak Jacek Żakowski i pod czułą opieką kogoś takiego, jak Jacek Pałasiński ? ma czelność opowiadać nam o celowej dezinformacji, a z drugiej, tonąc w tej porażającej wręcz bezczelności, nie może się powstrzymać, by pokazać wszystkim, jak to on jest tak okropnie światowy, że możliwości języka polskiego nie są w stanie nadążyć za jego intelektualną wielkością. Przecież to jest sytuacja tak kuriozalna, że ja autentycznie nie znajduję słów na tyle obraźliwych, żeby oddać jej sprawiedliwość.

A przecież to wszystko, to zaledwie jeden drobny przykład tego, co się dzieje dziś, na tydzień przed wyborami, w oficjalnej domenie. Wystarczy codziennie oglądać sunący przez Polskę autobus z Donaldem Tuskiem i zawsze, w każdym momencie tego teatru, jego stałe ? niezmiennie stałe ? otoczenie, w postaci Igora Ostachowicza, Pawła Grasia i Katarzyny Kolendy-Zaleskiej, która, wydelegowana do tej grupy przez telewizję TVN24, już nawet nie udaje, że pełni tam jakąkolwiek inną rolę, niż dziennikarza rządowego. Po prostu. Czołowa gwiazda pierwszej polskiej telewizji informacyjnej została wciągnięta na listę płac rządu ? oczywiście, że nie bezpośrednio, ależ skąd! ? i, w sposób jak najbardziej otwarty ? bez udawania, bez jakichkolwiek uników ? prowadzi wraz z Donaldem Tuskiem wyborczą kampanię na rzecz Platformy.

A ja sobie w tym wszystkim myślę, że jeśli Prawo i Sprawiedliwość wygra te wybory, i wygra je na tyle mocno, by objąć władzę w Polsce co najmniej tak jednoznacznie, jak dziś to się dzieje w przypadku Platformy Obywatelskiej, i któregoś dnia zobaczę, jak w telewizji publicznej organizowana jest debata na temat roli mediów w dzisiejszym świecie, którą będzie moderował ojciec Tadeusz Rydzyk, a uczestnikami będą Tomasz Sakiewicz, Anita Gargas i ? z braku zgody blogera Toyaha ? bloger Ścios, a Jarosław Kaczyński zacznie jeździć po kraju, spotykać się z ludźmi, a każdy jego krok, na zamówienie telewizji publicznej, relacjonować będzie niezależny i obiektywny dziennikarz Jan Pospieszalski, to ja najpierw złożę mandat, a następnie pójdę na kolanach do najbliższego biura Ruchu Palikota i poproszę ich, by przy okazji kolejnych wyborów umieścili mnie w samym środku ich listy. Skąd ta moja odwaga? Stąd, że ja tu licytuję w ciemno, bo wiem, że ten rodzaj skretynienia, od czasu Unii Demokratycznej, pojawił się w Polsce tylko raz, właśnie dziś, i następnym razem, to zjawisko będziemy mogli oglądać, jak Diabeł pozwoli, dopiero za kolejne dwadzieścia lat.

Co dziś? Otóż dziś mam dla nas wszystkich same dobre wieści. Jeśli to co widzę, to fakt, a nie moje złudzenia i pobożne życzenia, to wszystko wskazuje na to, że już za tydzień, sytuacja sprzed dwudziestu lat może się powtórzyć. Prawo i Sprawiedliwość dostanie w tych wyborach 40 procent, Ruch Palikota 19, a Platforma Obywatelska 17. Reszta zostanie na marginesie. W wyniku tego kataklizmu, Platforma Obywatelska się rozpadnie, a Polska wejdzie wreszcie na drogę prostą jak indiańska strzała.

Właśnie Donald Tusk zaapelował do Narodu, że Naród ma prawo żądać prawdy. A więc jest jeszcze lepiej niż myślałem.

Toyah.pl






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.