Konkurs "Wojna z narodem - 13.12.81" - Autor: yuhma
data:26 stycznia 2013     Redaktor: GKut

W 2012r. ogłosiliśmy konkurs pt. „Wojna z narodem- 13.12.81. Ofiarom stanu wojennego”. Od kilku dni zamieszczamy nagrodzone wówczas prace. Pamięć o czasie stanu wojennego jest żywa w nas - świadkach, ale pilnujmy, by tamte tragiczne wydarzenia stały się także znane młodemu Pokoleniu. Ku przestrodze!

 
Uwaga! Redakcja nadal przyjmuje świadectwa, wspomnienia i relacje związane z wprowadzeniem stanu wojennego 13.12.1981r. - prosimy o kierowanie tekstów na adres mejlowy: redakcja@solidarni2010.pl
 
Praca konkursowa nagrodzona wyróżnieniem.
 
Autor: yuhma
 
Kolejna tajemnica WRON
 
Jakiś czas temu byłem umówiony z panią Joanną Wierzbicką-Rusiecką na odebranie od niej różnych pamiątek, które zostaną zaprezentowane na stronie Wielka Solidarność. Pani Joanna postanowiła przy okazji przejrzeć inne swoje materiały, a nuż znajdzie się jeszcze coś dla mnie. I znalazło się…
 
 
Natychmiast po otrzymaniu tego materiału rozesłałem go do wszystkich znajomych, ze szczególnym uwzględnieniem osób, które były mocno zaangażowane w działalność podziemną w trakcie stanu wojennego. Otrzymałem jedno potwierdzenie na zasadzie: „słyszałem o tym od człowieka, który słyszał o czymś takim od kogoś innego”. Mało. Ale na tyle dużo, by przejść do publicznej prezentacji.
 
 
Po ogłoszeniu tekstu na moich blogach przeczytałem wśród komentarzy:
O tym, ze wojskowi, którzy się sprzeciwili stanowi wojennemu, znikali bez śladu – wiem od mojej mamy. Ja siedziałam, a moja córka była wtedy w klasie z dziewczynką, której ojciec zniknął tak właśnie. Jej matka powiedziała o tym tylko mojej mamie. Potem ja zmieniłam szkołę córce, a ta pani gdzieś wyjechała. Dziś mama nie żyje, a córka nie pamięta, bo miała wtedy 7 lat i była w szoku z powodu mojego internowania. Ale że byli przetrzymywani bez prawa jakiegokolwiek kontaktu i informacji dla rodziny – to wiem na pewno. Gdzie – nie wiem, bo nikt wtedy nie wiedział. I nigdy się (co dziwne) o tym potem nie mówiło – to Eska.
 
 
Z kolei Wiesław P. napisał:
 
 
Wujek, płk. LWP i dowódca pułku w Opolu miał wtedy dwu opiekunów, sowieckich oficerów z lotniska? w Brzegu. Jednego musiał zakwaterować u siebie w mieszkaniu!!! Ciotka się wściekała, bo tylko chlali całymi dniami. Wujek opowiadał memu już śp. Ojcu, że paru nieprawomyślnych oficerów z jego pułku pewnej nocy zniknęło, zgarnięto ich z domu, rodziny, żony nie wiedziały gdzie i co się stało. Trzech jego znajomych się zdematerializowało, a żony z dziećmi wyjechały z Opola i ślad po nich zaginął. Wujek już ponad 13 lat nie żyje, on także bał się, że i jego zgarną, bo pochodzenie, zaliczony Sybir, rodzina na Zachodzie etc. Pamiętam jak przy wódce wymieniał Sztutowo jako miejsce internowania żołnierzy, oficerów, o generałach mówił, że chleją w tym czasie jak on z sowietami, to oni z Wałęsą.
 
 
Jeszcze dwa wyjaśnienia. W informacji pada nazwa miejscowości „Sztutno”. Nie ma takiej nazwy na mapie Polski, o czym lojalnie uprzedziła mnie pani Joanna. Nie znalazłem jej również w ruskim internecie, choć próbowałem różnych kombinacji. Wytłumaczeń widzę kilka – albo informator celowo podał nieprawdziwą nazwę (dlaczego, zaraz zrozumiecie sami), albo i jego celowo wprowadzono w błąd. Bo skąd on mógł wiedzieć, gdzie się znajduje? Wprowadzono go do jakiegoś pomieszczenia, ktoś mu powiedział: „Jesteś w obozie w Sztutnie” i tyle.
Druga sprawa – Arłamów oddano do wyłącznej dyspozycji Wałęsy, nie mogli więc tam przebywać wyżsi oficerowi. Tu widziałbym przykład typowej dezinformacji z początków stanu wojennego. Ponieważ ofiary „Sztutna” nie widziały wśród siebie wyższych oficerów, a wiedziały z różnych źródeł, że Wałęsa jest w Arłamowie, dośpiewały sobie tam pułkowników i generałów. A prawda zapewne jest taka, że wyższym oficerom WRON-a postanowiła oszczędzić tego, co szykowała dla poruczników i kapitanów.
 
 
Być może… Zapewne… Mroczne pytania, a gdzie odpowiedzi?
A teraz oddaję głos pani Joannie…
 
 
Joanna Maria Wierzbicka-Rusiecka
Do dziś mam senne koszmary…
 
 
Musiała to być późna jesień – listopad(…) 1982. Syn mój Aleksander Rusiecki siedział jeszcze w Uhercach, a ja – myślę, że tak właśnie było – przyjechałam z widzenia w Uhercach i miałam jakąś sprawę do żony Arkadiusza Melaka, który także był internowany w Uhercach, skąd wyszedł ostatni, w parę dni po Alku.
Było już ciemno. Na postoju taksówek, na styku Waryńskiego i Placu Konstytucji, oczywiście taksówek nie było. Zatrzymałam przejeżdżający samochód, wybierając prezentujący się dość żałośnie. Adresu żony Arka nie znałam, miałam w głowie jedynie plan, jak się tam – po drugiej stronie Wisły – dojeżdża. Ten plan już kiedyś wcześniej narysował mi Stefan Melak – brat Arkadiusza mieszkający gdzie indziej. Moje informacje, przekazywane kierowcy, nie były zapewne zbyt precyzyjne, patrzył na mnie jakoś dziwnie i wciąż pytał o adres. Wreszcie wypaliłam: „Jeśli pan z bezpieki, to źle pan trafił. Tu chodzi o lewy romans, a nie o jakąś konspirację”. Byliśmy już kawał drogi za Wisłą i kiedy nagle wjechał w jakąś ciemną bramę, poczułam się nieswojo. Zatrzymaliśmy się, podał mi latarkę, ściągnął kurtkę i granatową flanelową koszulę w kratkę – to pamiętam bardzo dobrze. Odwrócił się do mnie tyłem (siedziałam obok niego) i powiedział: „Proszę obejrzeć moje plecy”. To, co zobaczyłam w świetle latarki, było przerażające.
Ruszyliśmy. Po chwili zaczął opowiadać. Niektóre fragmenty, które w załączonym dokumencie ujęłam w cudzysłów, udało mi się po ciemku nabazgrać na jakiejś kartce. Gdy zamilkł, zatrzymaliśmy się niedaleko od miejsca, do którego miałam dotrzeć. Zrezygnowałam z dojazdu pod dom Melaków – wolałam wysiąść wcześniej i zniknąć w byle jakiej bramie.
Jednak zanim wysiadłam, zapisałam moje imię i nazwisko, adres i telefon. Podałam kierowcy kartkę i powiedziałam: „Jeśli zechce pan opowiedzieć mi więcej, sprawdzić, czy dobrze zapamiętałam naszą rozmowę, proszę zadzwonić i przyjść”.
Nie zadzwonił, nie przyszedł. O jego dane rzecz jasna nie prosiłam. Odczekałam kilka tygodni i wysłałam zamieszczoną poniżej informację sprawdzonym kanałem do Amnesty International. Jednak nie wiadomo mi, żeby informacja moja została opublikowana. Plecy mego rozmówcy jeszcze długo prześladowały mnie w sennych koszmarach. Nie sądzę, żeby nasza znajomość mogła być skutkiem jakiejś prowokacji.
A oto tekst notatki z tego spotkania:
Obóz dla wojskowych i funkcjonariuszy MO
istniał od stycznia do września ’82 w miejscowości Sztutno (nad morzem). Przebywali tam szeregowi, podoficerowie i oficerowie ? do pułkownika włącznie. (Generałowie i niektórzy pułkownicy trzymani byli w Arłamowie – Bieszczady).
W Sztutnie przebywało stale 250-300 osób, z tym, że łącznie przewinęło się przez obóz (szacunkowo) ok. 1500 ludzi.
Ludzie przebywający w Sztutnie nie posiadali żadnego statusu: nie byli formalnie ani internowani, ani aresztowani. Jedynym formalnym zabiegiem była degradacja do stopnia szeregowca. Rodziny nie były powiadamiane nie tylko o miejscu pobytu, ale nawet o losie swych bliskich. Nie istniały: żadna korespondencja, paczki, opieka kościoła, kontakty z otoczeniem.
Co pewien czas grupy ludzi były wywożone – jak mówiono – na Śląsk do kopalń. Nie wiadomo nam nic o dalszym losie tych ludzi. Przebywający w obozie byli nieustannie bici i torturowani. Rozmówca osoby piszącej niniejszy tekst stwierdził, iż wielokrotnie czuł, że umiera i śmierć była jego jedynym pragnieniem. Budził się z omdlenia i znów był bity.
„Wszyscy byliśmy pozbawieni męskości” – powiedział. „Katowano nas nieustannie. Nie sposób było przejść obok naszych strażników, by nie oberwać butem lub pałą. Nie wiem, co im podpisałem i nic mnie to nie obchodzi. Do niczego nie może zobowiązywać mnie mój podpis, złożony w momencie, gdy byłem tylko krwawiącym mięsem, stworem, który może już tylko wyć z bólu”.
Człowiek ten po dwóch miesiącach od opuszczenia obozu ma jeszcze czarne plecy i gnijące ciało.
Obóz został rozwiązany (wiadomość niepotwierdzona) we wrześniu [1982]. Ludziom, którzy wyszli stamtąd na wolność, zapowiedziano, że udzielenie komukolwiek jakiejkolwiek informacji skończy się dla nich śmiercią.
 
 
 
 
Poniżej zamieszczam fotokopię notatki sporządzonej przeze mnie natychmiast po spotkaniu z ofiarą tortur. [Dodajemy także notatkę przepisaną na maszynie, na kalce przebitkowej].
 
 
 
 

Joanna Wierzbicka-Rusiecka

Co się stało z Michałem księciem Lubomirskim z Kadyn koło Elbląga

Michał, pracownik Elbląskiego Biura Informacji „Solidarności”, internowany w Zakładzie Karnym w Iławie od 13 grudnia 1981 siedział w jednej celi z moim synem Aleksandrem Rusieckim. Zaprzyjaźnili się. Razem stworzyli Radio Internowa, które nadawało krótkie programy na całe więzienie. Michał pisał teksty, a czytał je Alek.

To właśnie Michał przesłał mi gryps mniej więcej takiej treści:

Jesteś naszą archiwistką, przechowaj wszystko, a jak przyjdzie czas, przekażesz we właściwe ręce. M. L.

W 3 miesiące po brutalnym pobiciu 4 gdańszczan zlikwidowano internat w Iławie – najpewniej celem uniknięcia śledztwa. Michał trafił do Kwidzyna, zaś Alek znalazł się w Kielcach-Piaskach. Z Michałem spotkali się dopiero w Warszawie wczesną wiosną 1983.

Alek wiedział o moim spotkaniu z więźniem obozu dla milicjantów i żołnierzy. Opowiedziałam mu o tym spotkaniu jak ze złego snu, bo nie byłam pewna swojego losu. Alek z kolei powierzył tajemnicę Michałowi. Wkrótce Michał z narzeczoną Zofią Szyszko wyemigrował do Kanady.

Kiedy zaczęliśmy w marcu tego roku poszukiwanie świadków tamtych tragicznych wydarzeń, nie mieliśmy nic poza jedną cienką bibułką z notatkami z mojego przypadkowego spotkania. Ale wkrótce odezwała się Kanada z informacją: „Był u nas człowiek, który opowiadał o takim obozie. Miał się jeszcze zgłosić, ale nigdy się już nie pojawił”. Postanowiłam poszukać tego człowieka z pomocą Michała.

Nie miałam z nim kontaktu, bowiem Michał nigdy nie odezwał się do Alka. Nie mówiąc, o co chodzi, poprosiłam osobę zaprzyjaźnioną z matką Michała, by spytała o jego adres. Oddzwoniła przerażona: – Słuchaj, Michał od dawna nie żyje, a pani Lubomirska powiedziała, że nie wie, co się stało i nie chce nawet wiedzieć.

Poczułam się winna jego śmierci. Czyżby zginął, dlatego że wiedział o obozie w „Sztutnie” i za dużo na ten temat mówił? (Zawsze był nieostrożny). Czy to on opowiadał w Kanadzie o tym obozie?

9 grudnia tego roku podczas spotkania w Iławie z okazji 30-lecia stanu wojennego opowiedziałam o przypuszczalnych losach Michała, zakłócając tym uroczystą, choć nieco sztywną atmosferę.

Później podszedł do mnie Jerzy Bieńkowski z Elbląga. Oto, co mi opowiedział:

Relacja Jerzego Bieńkowskiego2

Byłem internowany w Iławie do 18.03.1982. Wróciłem do Elbląga i zacząłem działać w tamtejszej konspiracji. W lutym 1983 trafiłem do więzienia w Elblągu, gdzie znajdowała się już grupa internowanych z ZK w Kwidzynie, oskarżona o bunt, który jakoby był przyczyną brutalnej pacyfikacji. Po odwołaniu stanu wojennego zaczęto nas bez procesu wypuszczać z więzienia, a jako były więzień miałem prawo wyemigrować za granicę. W 1984 wyjechałem z rodziną do USA, osiedliliśmy się w Seattle.

Przed Świętami Bożego Narodzenia zadzwonił do mnie Michał Lubomirski, domyślam się, że dostał mój telefon od naszych wspólnych kolegów z Elbląga. Zaprosiliśmy jego i jego narzeczoną Zofię Szyszko do siebie na Święta. Ta rozmowa miała miejsce około tygodnia przed Bożym Narodzeniem. Za 2 dni Michał znów zadzwonił i powiedział, że nazajutrz odezwie się jeszcze raz i powie, o której godzinie będzie w Seattle. Ponieważ kolejnego dnia, a więc w przededniu przyjazdu, Michał nie zadzwonił, zacząłem ja wydzwaniać. Telefon był głuchy. Brak kontaktu spowodował, że wychodziłem na kilka kolejnych autobusów, a później szukałem Michała i Zofii także przez stowarzyszenie solidarnościowe w Vancouver, ale tam nikt nic o nich nie wiedział. Potem, już w kraju, dowiedziałem się, że oni nie żyją… takie mieli święta.

Zbieg okoliczności? Gadatliwy Michał, który wie o obozie w „Sztutnie”, emigruje do Kanady. Ktoś w Kanadzie opowiada o tym obozie. Michał umawia się z przyjacielem na Święta. Dzwoni 2 razy, a potem głucha cisza, nie zjawia się z wizytą. Po jakimś czasie dowiadujemy się, że nie żyje, ale jak zginął nie wie nikt…

 

Dotychczas opublikowaliśmy:

Izabella S. - fragmenty „Pamiętników 1981-1982”:

http://solidarni2010.pl/12158-konkurs-wojna-z-narodem---131281-publikujemy-nagrodzone-prace.html

Wyniki Konkursu:

http://solidarni2010.pl/12110-wyniki-konkursu-8222wojna-z-narodem---1312818221.html

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.