Marek Jan Chodakiewicz: Precz z NATO?
data:15 stycznia 2013     Redaktor: csp

Dlaczego? Bo przeszkadza dogadywaniu się z Rosją. Irytuje ją. Jestem zwolennikiem NATO, którego coraz mniej. Natomiast chciałbym, aby rodacy wiedzieli, że w rozmaitych wpływowych kręgach Ameryki funkcjonuje przekonanie o szkodliwości NATO. I powoli sprzedaje się tę zatrutą myśl elektoratowi.

 
 
 
 
 
Neoizalocjaniści chcieliby się wycofać ze wszelkich zobowiązań międzynarodowych i zamknąć się u siebie, a więc zlikwidować też NATO. To taka amerykańska wersja wsi polskiej, wsi spokojnej. Jej zwolennicy uważają, że Europejczykom, którzy kosztem obywateli amerykańskich wybudowali sobie państwo opiekuńcze, bo nie musieli łożyć na obronność, wystarczy już tej darmowej przejażdżki (free ride). USA ich broniły tyle czasu, a są tylko za to krytykowane i nienawidzone, choćby przez tzw. ruch pokojowy. Czas oszczędzać i wydawać pieniądze na amerykańskie potrzeby u siebie w domu.
 
Niektórzy republikanie argumentują, że nie ma po co drażnić Rosji; lepiej się z Moskwą dogadać, a eliminacja NATO, które już przeżyło się, będzie dobrą kartą przetargową. Poza tym NATO oznacza dla nich możliwość zbrojnego konfliktu z Kremlem w obronie tak egzotycznych sojuszników jak Estonia czy Polska (tu basują im ich odpowiednicy w Partii Demokratycznej).
Część wolnościowców uważa, że tzw. kompleks militarno-przemysłowy (military industrial complex) rządzi USA i sztucznie stwarza zaognienia na arenie międzynarodowej, by utrzymać tę władzę – aby koncerny zbrojeniowe dostawały kontrakty, wojsko rosło w siłę, a państwo rozrastało się, wprowadzając coraz to szersze ograniczenia wolności obywatelskich pod pretekstem zapewniania obywatelom bezpieczeństwa.
 
Wśród postępowców istnieją odpowiedniki tych samych postaw, chociaż naturalnie z inną interpretacją. Na przykład ich wersja narracji o „kompleksie militarno-przemysłowym” jest taka sama, choć konkluzje są inne. Wolnościowcy chcieliby go zniszczyć, aby ograniczyć państwo, natomiast postępowcy chcieliby go rozwalić, aby wybudować jeszcze większe państwo socjalne. Środki oszczędzone na obronności powinno się przeznaczyć na zapomogi społeczne i rozmaite państwowe programy.
Zresztą nagminnie stosowano taką argumentację w czasie zimnej wojny. Wsparta była ona jeszcze takim wygibasem logicznym, który wzywał do jednostronnego rozbrojenia: „Jak zlikwidujemy naszą broń nuklearną, to nie będziemy stanowić dla Moskwy zagrożenia i Sowieci nas nie zaatakują”. Porażające.
 
Ale wszystkie pomysły wolnościowców mają taką samą rację bytu. Na przykład taki, że NATO było skierowane przeciwko Sowietom, a te rozpadły się. Rosji nie można traktować jak Sowiety, NATO w związku z tym przeżyło się. Ponadto artykuł 5 o wzajemnej pomocy zbrojnej zastosowano tylko jeden raz: po atakach terrorystycznych z 11 września 2001 r. Ponieważ Moskwa też ma kłopoty z terrorystami muzułmańskimi, możemy świetnie współpracować. Zresztą już pomagaliśmy Rosjanom przeciw Czeczeńcom. I tak nam się świetnie współpracowało! Choćby w ramach rady NATO–Rosja, która powstała w 2002 r. A propozycje zbudowania tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach doprowadziły do zgrzytów na osi Waszyngton–Moskwa. Warto było? Co USA miałoby z tej tarczy? A po co popieramy Gruzję? Kreml miał rację w tej wojnie. A ponadto to przecież my, Amerykanie, daliśmy powód do inwazji. Nie tylko gadaliśmy o włączeniu Gruzji do NATO, ale również stworzyliśmy nowe państwo: Kosowo. Rosjanie w samoobronie, aby nie było rozszerzenia NATO, najechali na Gruzję i stworzyli dwa nowe państwa: Południową Osetię i Abchazję.
To nie jest abstrakcja, to są autentyczne głosy amerykańskie. Wpływowe głosy. I proszę pamiętać o kontekście. Z racji głębokiego kryzysu gospodarczego, a szczególnie niebotycznego zadłużenia, propozycje dotyczące oszczędności, szczególnie oszczędności na wydatkach na sprawy międzynarodowe, zyskują posłuch wśród elektoratu. Słyszy się coraz głośniejsze nawoływania, aby skupić się na własnych problemach. Likwidacja NATO ma przynieść niebotyczne oszczędności.
 
Rzadko tylko odzywają się głosy alternatywne. Za utrzymaniem NATO są naturalnie neokonserwatyści. Dla nich jest to doskonałe, wypróbowane narzędzie szerzenia demokracji i tzw. wartości amerykańskich, jakkolwiek one by dziś wyglądały. Konserwatyści bezpieczeństwa narodowego (national security conservatives) również wspierają NATO. Ci rozumieją, że silna Ameryka jest potrzebna światu i amerykańskim interesom, bowiem wycofanie się USA z areny międzynarodowej oznacza próżnię, którą zapełnią inni. Niekoniecznie sympatyczni, choćby Chiny, a do mniejszego stopnia i Rosja. Albo nikt. I będzie międzynarodowy chaos. A to jest złe dla interesów, handlu, turystyki, nauki. Ponadto konserwatyści tacy stawiają przede wszystkim na przymierze z kompatybilnymi cywilizacyjnie narodami, a takie znajdują się głównie w Europie. Transatlantyckość jest filarem tradycyjnej amerykańskiej geopolityki.
 
Dziś takie głosy są w mniejszości. Coraz częściej słychać antynatowskie propozycje. W interesie Polski leży, aby ułożyć nową narrację, która powtarzałaby stare prawdy: gdy USA wynosi się z Europy, wybucha wojna. Niemcy z Rosją najpierw się bratają, potem się kłócą. Z tego zwykle wynika tragedia dla Polski. Trzeba to wyrazić w taki sposób, aby Amerykanom wydawało się, że obrona Warszawy jest w interesie Waszyngtonu. A to wyższa szkoła jazdy.
 
 
Marek Jan Chodakiewicz
 
 
za: tygodniksolidarnosc.com





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.