Przemysław Wipler o pielgrzymce kibiciów na Jasną Górę
data:07 stycznia 2013     Redaktor: MichalW

"Pięć lat temu na pierwszej pielgrzymce było około 300 osób, teraz było już kilka tysięcy kibiców, którzy wspólnie uczestniczyli w mszy i wspólnie się modlili o sprawy swoich klubów i całej Ojczyzny" - opowiada poseł PiS Przemysław Wipler, uczestnik V Patriotycznej Pielgrzymki Kibiców na Jasną Górę.

 


Stefczyk.info: Co zrobiło na Panu największe wrażenie?


Przemysław Wipler: Bardzo efektownie wyglądało kibicowskie racowisko na wałach jasnogórskiego klasztoru. Wyglądało to tak, że przy rozwiniętych flagach z barwami poszczególnych klubów i to takich, których kibice na co dzień nie żyją w jakiejś nadzwyczajnej miłości kibice odpalili race i wspólnie skandowali. Pielgrzymka odbyła się pod hasłem: "Tutaj zawsze byliśmy wolni" - to nawiązanie do słów Jana Pawła II wypowiedzianych podczas jednej z pielgrzymek właśnie w Częstochowie. Wspaniałe kazanie wygłosił zaangażowany w pracę wychowawczą z kibicami salezjanin o. Jarosław Wąsowicz. To było przepiękne kazanie. Ponadpółgodzinne, a kiedy się skończyło, to zdziwiłem się, bo wydawało mi się, że tak krótko trwało. Ojciec Wąsowicz pokazywał jaką drogę przeszedł ruch kibicowski w trakcie ostatnich lat. Wskazywał, że pięć lat temu na pierwszej pielgrzymce było około 300 osób, teraz było już kilka tysięcy kibiców, którzy wspólnie uczestniczyli w mszy i wspólnie się modlili o sprawy swoich klubów i całej Ojczyzny. Mówił, że jest coraz mniej przemocy na stadionach, ale zauważył, ze została ona wyrugowana ze stadionów nie przez policje i służby porządkowe, ale w dużej mierze przez samo środowisko kibicowskie. Z drugiej strony coraz bardziej rygorystyczne jest nasze prawo, coraz bardziej uderza ono w inicjatywy kibicowskie. Walczy się z możliwością robienia opraw na stadionach, nie dopuszcza się nawet w formie koncesjonowanej, kiedy kibice biorą odpowiedzialność za ewentualne stratu materialne, używania pirotechniki. Mają też miejsce ewidentne prześladowania liderów tego ruchu kibicowskiego. To się nasiliło i stało sprawą polityczną po tym, kiedy kibice zostali wciągnięci przez Donalda Tuska w politykę.


 


Stefczyk.info: To kazanie zawierało również szereg nawiązań historycznych, które okazały się zaskakująco aktualne.


Przemysław Wipler: To prawda, kazanie było przejmujące. Z jednej strony ojciec Jarosław nawiązał do listu Benedykta XVI na rokwiary, z drugiej strony przypominał Powstanie Styczniowe, którego rocznice właśnie obchodzimy. Przypominał czym było i jak niewielka cześć Polaków brała w nim udział, jak bardzo byli oni represjonowani, a jednocześnie jakie były owoce tego zrywu. Zakończyło się możliwością pracy organicznej, pracy u podstaw i, że to właśnie ta praca wykonywana przez kilka dekad dała nam własne państwo. Jeżeli chcemy żyć w kraju, który będzie w większym stopniu nasz, w kraju, gdzie obywatele są lepiej traktowani przez władzę. Wreszcie w kraju, gdzie wartości zawarte w haśle "Bóg, honor, Ojczyzna" nie są przeinaczane, jak to rok temu powiedziała dziennikarka jednej ze stacji telewizyjnych, że to agresywne hasła. Hasła nawołujące do przemocy - to właśnie chodziło o "Bóg, honor, Ojczyzna". Żebyśmy tego hasła nie traktowali jako egzotycznego tylko podstawowego dla całego narodu. To przemówienie zakończyło się takim wezwaniem, żeby ci ludzie z różnych klubów, którzy na co dzień są podzieleni, żywią do siebie niechęć i antypatię, żeby mimo tego budowali jeden, wielki polski Naród. Bo to ma być dzieło na miarę naszych możliwości ale tez na miarę wspanialej przyszłości.


 


Stefczyk.info: A co się stało takiego, że ci na co dzień zwaśnieni kibice tutaj poczuli się razem? Czy to było autentyczne? A może zjednoczył ich wspólny wróg, bo przecież było słychać także hasła antyrządowe?


Przemysław Wipler: Moim zdaniem to jest konsekwencja dużo poważniejszego procesu. Istnieje wiele inicjatyw i wydarzeń, podczas których ci ludzie, którzy kibicują poszczególnym klubom również organizują się i biorą w nich udział. I to właśnie na gruncie politycznym czy społecznym czy tożsamościowym. Jak mówił o. Wąsowicz, jedno jest wspólne z tego, co panuje na wszystkich stadionach. Ze dominuje świadomość hasła "Bóg, honor, Ojczyzna", że kibice trzymają się linii patriotyczno konserwatywnej. W tym momencie maja oczywiście poczucie konfliktu z władzą. Widzą, że władza straszy obywateli kibolami i to staje się dobrym pretekstem do tego, żeby te grupę marginalizować. Jest oczywiście taki czynnik, ale z drugiej strony kibice organizują się na różnych płaszczyznach. A przede wszystkim powstało coś, czego nigdy nie było, czyli Ogólnopolski Związek Stowarzyszeń Kibiców, i to powstał wcześniej niż datujemy początek poważnego konfliktu na linii Tusk i kibice. Takie długofalowe działania przynoszą owoce. Stowarzyszenia kibicowskie rosną w siłę, coraz więcej osób się do nich zapisuje i w nich działa. Angażują się do polityki lokalnej i bardzo często prezydenci miast, burmistrzowie i wójtowie dbają o to, żeby mieć co najmniej poprawne stosunki z kibicami. Bo to jest zorganizowana grupa, która potrafi przygotować nie tylko happening ale właściwie każdą poważną akcję społeczną. Cztery lata temu było w Częstochowie, jak wspominałem, zaledwie 300 osób, teraz z samej Legi Warszawa przyjechały dwa autokary kibiców, oprócz tego dziesiątki samochodów prywatnych, podobnie było z innymi klubami. Oni razem tworzą siłę, której nie da się ignorować.


 


Stefczyk.info: A można było czuć się bezpiecznie przy jasnogórskich wałach pośród kibiców, którzy przecież na co dzień bywają wobec siebie agresywni?


Przemysław Wipler: Był jeden drobny incydent, jeden człowiek rzeczywiście zachował się nieodpowiednio, nawet nie chcę wymieniać z jakiego był klubu, bo to nie o to chodzi. Ale dostał bardzo szybka reprymendę z własnego środowiska, sami między sobą doszli do wniosku, że on się zachował nieodpowiednio. Nawet sami mieli do siebie pretensje, że jak mogli dopuścić do tego, żeby ktoś się w takim miejscu zachował nieodpowiednio. Podkreślał to o. Wąsowicz, że spotykamy się tutaj u tronu Maryi, królowej Polski, w miejscu, które jest niezwykłe dla wszystkich Polaków, wierzących i niewierzących. To jest miejsce święte, to jest miejsce narodowej zgody. Tak samo, kiedy kibice z całego kraju wyjeżdżają na marsz niepodległości, wtedy jest jasne, że nie jest ważne kto komu kibicuje, wszyscy idą w jednej sprawie. Tak samo tutaj w Częstochowie, w miejscu sakralnym, gdzie należy się zachować godnie i podniośle. I tak właśnie było. Rok temu nie mogłem przyjechać na pielgrzymkę z powodów rodzinnych, wczoraj mi się udało i w przyszłym roku, jeśli tylko zdrowie pozwoli, to będę z utęsknieniem czekał na te pielgrzymkę. Muszę powiedzieć, że chyba na każdym zrobił wrażenie moment, pod koniec mszy, kiedy następowało zasłonięcie świętego obrazu. Wszyscy z szalikami w rękach klęczeli przy zasłanianiu obrazu, a wcześniej było poświęcenie barw. To naprawdę było fantastyczne przeżycie.


 


Rozmawiał Marcin Wikło


za: stefczyk.info






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.