Stan wojenny - milczący świadkowie
data:12 grudnia 2012     Redaktor: csp

Wprowadzenie 13 grudnia 1981 r. stanu wojennego otworzyło nowy rozdział w dziejach komunistycznego terroru w powojennej Polsce. Tysiące osób internowano, aresztowano, z przyczyn politycznych zwolniono z pracy. W efekcie działań aparatu przemocy kilkadziesiąt osób straciło życie, setki zdrowie.
Dziś składamy hołd Ofiarom pacyfikacji  w  kopalni „Wujek” w Katowicach 16 grudnia 1981r. oraz dokonanej 17.12.1981r. w Gdańsku.




 
 
 
Przygotowując wprowadzenie stanu wojennego, komuniści od początku liczyli się z ofiarami śmiertelnymi. Zakładali, iż będzie ich znacznie więcej, niż było w rzeczywistości. W przeprowadzonej pod koniec września 1981 r. rozmowie z wysłannikiem kierownictwa NSPJ, Konradem Naumanem, jeden z liderów tak zwanych „zdrowych sił” w PZPR, Stanisław Kociołek stwierdził bez ogródek: „taka droga kosztować będzie być może tylko kilka tysięcy ofiar, podczas gdy kontynuacja dotychczasowego tak zwanego porozumienia prowadzić musi do rozlewu krwi, do morza krwi”. Tuż przed 13 grudnia w szpitalach przygotowano tysiące miejsc dla rannych. Dziesiątkom tysięcy aktywistów PZPR rozdano broń palną.
 
W momencie rozpoczęcia operacji wprowadzania stanu wojennego do komendantów wojewódzkich Milicji Obywatelskiej dzwonili wiceministrowie spraw wewnętrznych, przekazując hasło do rozpoczęcia działań, a także udzielając dodatkowych ustnych instrukcji. Do KW MO w Legnicy zadzwonił gen. Edward Tarała, którego zalecenia kończyło zdanie: „nie używać bezmyślnie broni, aby nie było zbędnych trupów”. Wszelki dodatkowy komentarz do tych słów i zawartej w nich pogardy dla ludzkiego życia wydaje się zbędny.

Ofiary pacyfikacji
W okresie obowiązywania stanu wojennego, a więc między 13 grudnia 1981 a 22 lipca 1983 r., zdecydowaną większość ofiar stanowiły osoby zamordowane lub zmarłe podczas tłumienia masowych protestów społecznych.
Pierwszą z nich był Tadeusz Kostecki, uczestnik strajku na Politechnice Wrocławskiej. Podczas brutalnej pacyfikacji uczelni, nad ranem 15 grudnia 1981 r., zmarł on na zawał serca. W tym samym dniu po raz pierwszy na większą skalę przeciwko strajkującym użyto broni palnej. W czasie tłumienia protestu w kopalni „Manifest Lipcowy” w Jastrzębiu pluton specjalny katowickiego ZOMO ranił kilku górników.

Funkcjonariusze tej samej jednostki 16 grudnia 1981 r. otworzyli ogień z broni maszynowej do strajkujących górników w kopalni „Wujek” w Katowicach. W efekcie na miejscu zginęło siedem osób — Józef Czekalski, Józef Giza, Ryszard Gzik, Bogusław Kopczak, Andrzej Pełka, Zbigniew Wilk i Zenon Zając. Kilkunastu protestujących raniono, dwu z nich (Joachim Gnida i Jan Stawisiński) zmarło w styczniu 1982 r. w szpitalu. Prawie wszystkie rany postrzałowe umiejscowione były w górnych partiach ciała (głowa, klatka piersiowa, brzuch, ręce), co jednoznacznie świadczy o zamiarach zomowców. Jak przechwalali się kilka miesięcy później podczas szkolenia taterniczego, używając języka myśliwskiego, strzelali „na łeb i komorę”, w efekcie „fik i ludzik znikał”...

Kolejne ofiary przyniosła pacyfikacja demonstracji 17 grudnia 1981 r. w Gdańsku. Od kuli zginął wówczas Antoni Browarczyk, kolejne dwie osoby otrzymały rany postrzałowe. Drogę do użycia broni palnej w grudniu 1981 r. otworzył tajny szyfrogram ministra spraw wewnętrznych gen. Czesława Kiszczaka, który upoważnił dowódców pododdziałów MO do samodzielnego wydawania rozkazów w tym zakresie.

Pozbawione przywódców społeczeństwo po pacyfikacji grudniowych strajków zaprzestało na kilka miesięcy otwartych protestów. Gdy jednak dochodziło do spontanicznych manifestacji, były one brutalnie rozpędzane. W trakcie rozpraszania demonstracji 13 lutego 1982 r. w Poznaniu został śmiertelnie pobity przypadkowy przechodzień — Wojciech Cieślewicz.
Kolejne ofiary przyniosła pacyfikacja masowych manifestacji, do jakich doszło 1 i 3 maja 1982 r. W Szczecinie zmarł zatruty gazami łzawiącymi Władysław Durda. W Warszawie podczas rozpraszania demonstracji trzeciomajowej zmarł Mieczysław Radomski.

Po kolejnych nieudanych próbach złożenia władzom oferty porozumienia narodowego, Tymczasowa Komisja Koordynacyjna „Solidarności” wezwała pod koniec lipca 1982 r. do masowych protestów w rocznicę podpisania Porozumień Gdańskich. Stanowisko władz przedstawił 25 sierpnia 1982 r. w telewizyjnym przemówieniu gen. Czesław Kiszczak: „Jeżeli za mało było dotychczasowych lekcji, prowokatorzy odbiorą następne”. Słowa te 31 sierpnia wcielono w czyn. Areną najtragiczniejszych wydarzeń stał się Lubin. W wyniku użycia broni przez milicjantów na miejscu zginęli Mieczysław Poźniak i Andrzej Trajkowski, po kilku dniach zmarł śmiertelnie ranny Michał Adamowicz. Osiem dalszych osób raniono. Strzelanina na ulicach miasta trwała przez kilka godzin. Funkcjonariusze, zwłaszcza członkowie tak zwanych „grup rajdujących” krążących „Nysami” po ulicach, popadli w swoisty amok. Jak zeznawał jeden z nich: „Nie potrafię powiedzieć, jak długo to trwało. Nie potrafię powiedzieć, ile wystrzelałem ostrej amunicji i czy zakładałem do karabinu nowe magazynki. [...] To żadna przyjemność strzelać, gdy na ulicy znajdują się ludzie”.

Broni palnej użyto 31 sierpnia 1982 r. także w innych miastach. We Wrocławiu od kul zginął wracający z pracy Kazimierz Michalczyk. W Kielcach śmiertelnie pobito Stanisława Raka, zaś w Gdańsku zmarł zatruty gazami łzawiącymi Piotr Sadowski.

Kolejne ofiary pociągnęło za sobą tłumienie protestów związanych z delegalizacją NSZZ „Solidarność”. 12 października 1982 r. podczas manifestacji w Gdańsku petarda raniła w głowę Wacława Kamińskiego. Podczas transportu do szpitala został on dodatkowo pobity przez zomowców i po kilku tygodniach zmarł. Dzień później funkcjonariusz SB zastrzelił w trakcie demonstracji w Nowej Hucie Bogdana Włosika. 10 listopada 1982 r. w Warszawie ZOMO śmiertelnie pobiło przypadkowego przechodnia - Stanisława Królika.

Podobnie jak rok wcześniej, ofiary śmiertelne pociągnęła za sobą pacyfikacja protestów pierwszo- i trzeciomajowych w 1983 r. We Wrocławiu zmarł Bernard Łyskawa, który po uderzeniu granatem gazowym w klatkę piersiową doznał zawału serca. Również po postrzeleniu petardą w szyję zginął w Krakowie Ryszard Smagur.
Ostatnią ofiarą pacyfikacji demonstracji była Janina Drabowska, zmarła w skutek zmasowanego użycia gazów łzawiących podczas manifestacji 31 sierpnia 1983 r. w Nowej Hucie.

Pobici na śmierć
W okresie stanu wojennego i po jego zniesieniu brutalną agresję funkcjonariuszy „sił porządkowych” wzbudzali nie tylko uczestnicy różnego rodzaju protestów. Śmierć ponosiły także osoby brutalnie przesłuchiwane, czy też młodzi ludzie, których jedyną „winą” były drobne oznaki sprzeciwu wobec systemu komunistycznego lub po prostu nonkonformistyczny wygląd lub zachowanie.

21 marca 1982 r. w Przemyślu aresztowano pod zarzutem kolportażu ulotek Mieczysława Rokitowskiego. Kilka dni później został on skatowany na śmierć w areszcie w Załężu. 2 kwietnia 1982 r. dwaj pijani żołnierze patrolujący ulice w Białej Podlaskiej zastrzelili bez powodu dziewiętnastoletniego Wojciecha Cieleckiego. 11 maja 1982 r. w Poznaniu został śmiertelnie pobity przez milicjantów uczeń Technikum Ogrodniczego Piotr Majchrzak. Najprawdopodobniej jego jedyną winą był wpięty w ubranie opornik, popularny symbol sprzeciwu wobec władz stanu wojennego.

1 marca 1983 r. w Poznaniu podczas przesłuchania został śmiertelnie pobity Jan Ziółkowski, współpracownik Komitetu Budowy Pomnika Ofiar Czerwca ’56. Zmarł 5 marca 1983 r. Dwa dni później po kolejnym przesłuchaniu w KW MO w Katowicach, zmarł na zawał serca działacz pszczyńskiej „Solidarności”, Józef Larysz. 12 maja 1983 r. na Starym Mieście w Warszawie patrol MO zatrzymał maturzystę Grzegorza Przemyka. Został on brutalnie pobity i zmarł dwa dni później w wyniku poniesionych obrażeń.

7 stycznia 1985 r. na komisariacie kolejowym MO śmiertelnie pobito górnika jednej z gliwickich kopalni, Romana Franza. 19 października 1985 r. w Olsztynie funkcjonariusze ZOMO zatrzymali studenta Uniwersytetu Gdańskiego, Marcina Antonowicza. Został brutalnie pobity i wyrzucony z jadącej ciężarówki. Zmarł 2 listopada 1985 r. nie odzyskawszy przytomności. 29 sierpnia 1986 r. w Goleniowie został ciężko pobity Grzegorz Luks. Obrażenia wewnętrzne stały się przyczyną jego śmierci kilka miesięcy później.

Samobójstwa
Stan wojenny, po spadku liczby samobójstw w 1981 r., przyniósł gwałtowny ich wzrost, trwający systematycznie do 1989 r. Kilka z nich miało ewidentne tło polityczne. Już 13 grudnia 1981 r., na wieść o wprowadzeniu stanu wojennego, targnął się na swoje życie działacz opozycji przedsierpniowej i „Solidarności”, pierwszy redaktor „Tygodnika Mazowsze”, Jerzy Zieleński. Śmiercią z własnej ręki zakończyła się dramatyczna historia działacza jeleniogórskiej „Solidarności”, Kazimierza Majewskiego. Zaszczuty przez funkcjonariuszy SB usiłujących nakłonić go do współpracy, 29 października 1982 r. popełnił samobójstwo. Przyczyny swej decyzji wyjawił w pozostawionym liście do rodziny.

Niektóre „samobójstwa” pozwalają na uzasadnione podejrzenie udziału funkcjonariuszy MSW. Tak było chociażby w przypadku wybitnego działacza gdańskiej opozycji, Jana Samsonowicza. 30 czerwca 1983 r. znaleziono jego ciało powieszone na ogrodzeniu stadionu RKS „Stoczniowiec” w Gdańsku. Wątpliwości budzi także śmierć działacza białostockiej „Solidarności” i Komitetów Obrony Więzionych za Przekonania, Zbigniewa Simoniuka. W stanie wojennym został on internowany, a następnie skazany na dwa lata więzienia. Według oficjalnej wersji 8 stycznia 1983 r. popełnił samobójstwo w celi białostockiego więzienia. W wątpliwość poddawano także samobójcze podłoże śmierci (upadek z 10. piętra) działacza podziemnej „Solidarności” Zbigniewa Wołoszyna, fizyka z Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej, zajmującego się sprawą skutków awarii w Czernobylu.

Mordy skrytobójcze
Po oficjalnym zniesieniu stanu wojennego 22 lipca 1983 r. wśród ofiar reżimu komunistycznego dominują osoby, które zginęły skrytobójczo zamordowane. Pierwsze ofiary „nieznanych sprawców” padły jednak wcześniej. 3 czerwca 1982 r. zginął, utopiony w Wiśle, uczeń jednego z warszawskich liceów, Emil Barchański. Jego „winą” było zdemaskowanie (w dodatku przed sądem) metod prowadzenia śledztwa przez SB.

31 stycznia 1983 r. w nigdy nie wyjaśnionych okolicznościach zmarł współzałożyciel radomskiej „Solidarności”, działacz KPN Jacek Jerz. Podobny los spotkał Ryszarda Kowalskiego, przewodniczącego Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w Hucie Katowice. Zaginął on 7 lutego 1983 r., zaś jego zwłoki wyłowiono z Wisły 30 marca tego samego roku. Również w rzece odnaleziono ciało Bogusława Podborączyńskiego, młodego działacza „Solidarności” z Nysy.

17 kwietnia 1983 r. w najprawdopodobniej zaplanowanym wypadku samochodowym został ciężko ranny znany poznański duszpasterz akademicki o. Honoriusz Kowalczyk, który następnie 8 maja 1983 r. zmarł.

7 września 1983 r. zaginął działacz małopolskiej „Solidarności”, Tadeusz Frąś. Wkrótce potem w Krakowie znaleziono jego ciało ze śladami ciężkiego pobicia. Kilka miesięcy później „zaginął” wybitny działacz rolniczej „Solidarności”, Piotr Bartoszcze. Po dwu dniach, 9 lutego 1984 r. odnaleziono jego ciało z licznymi obrażeniami wskazującymi na torturowanie przed śmiercią. Nocą z 23 na 24 lutego 1984 r. w Stalowej Woli „nieznani sprawcy” zamordowali działacza NSZZ „Solidarność” i KPN, Zbigniewa Tokarczyka.

19 października 1984 r. funkcjonariusze Departamentu IV MSW porwali i zamordowali duszpasterza „Solidarności”, autora patriotycznych kazań, ks. Jerzego Popiełuszkę. Jego ciało, zatopione w zalewie na Wiśle w pobliżu Włocławka, zostało odnalezione tylko dzięki temu, iż władze wobec powszechnego oburzenia i groźby masowych protestów społecznych zdecydowały się na aresztowanie bezpośrednich sprawców zbrodni.

11 stycznia 1985 r. z kładki nad torami kolejowymi we Wrocławiu „nieznani sprawcy” zrzucili działacza jawnej i pod¬ziemnej „Solidarności”, Lesława Martina. Zmarł on po dwunastu dniach nie odzyskawszy przytomności. 2 lutego 1986 r. brutalnie pobito działacza nowosądeckich struktur związku, Zbigniewa Szkarłata, który zmarł tydzień później.
Nigdy nie została również wyjaśniona sprawa śmierci wybitnego socjologa i działacza opozycji, prof. Jana Strzeleckiego, brutalnie zamordowanego nocą z 29 na 30 czerwca 1988 r.

Wśród ostatnich ofiar „nieznanych sprawców” było aż trzech księży katolickich, zamordowanych już w 1989 r. 20 stycznia tego roku w Warszawie zamordowano ks. Stefana Niedzielaka, od lat upamiętniającego zbrodnie dokonane na Polakach na Wschodzie. 30 stycznia zginął w Białymstoku ks. Stanisław Suchowolec, organizator duszpasterstwa ludzi pracy i nabożeństw patriotycznych. 11 lipca 1989 r., już po obradach Okrągłego Stołu i wyborach czerwcowych zamordowany został ks. Sylwester Zych, więziony w latach 1982—1986 kapelan młodzieżowej organizacji podziemnej, rozbrajającej żołnierzy i milicjantów.

W przeddzień wyborów, 3 czerwca 1989 r. w kętrzyńskim stawie znaleziono noszące ślady pobicia zwłoki Roberta Możejko, po raz ostatni widzianego kilka dni wcześniej w towarzystwie funkcjonariusza miejscowego Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych.

Zacieranie śladów
Po popełnieniu zbrodni niemal natychmiast przystępowano do zacierania śladów. W ukryciu prawdy uczestniczyły wszystkie struktury państwa komunistycznego na czele z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych, prokuraturą wojskową i powszechną oraz z aparatem propagandowym.

Pierwszy etap zacierania śladów miał dosłowne znaczenie - tynkowano budynki by ukryć ślady przestrzelin, „zabezpieczano” łuski i kule, niszczono inne potencjalne materiały dowodowe. W przypadku zabójstw dokonanych przy użyciu broni palnej utrudniano badania balistyczne, dbano o możliwość uzupełnienia amunicji przez funkcjonariuszy.

Przy użyciu wszystkich dostępnych środków kontrolowano i nadzorowano śledztwa prowadzone w poszczególnych przypadkach. Sprawców i świadków zbrodni wywodzących się z grona MO lub SB szkolono, jak mają zeznawać. W razie potrzeby SB dostarczała własnych „świadków”, którzy negowali wersje podawane przez rzeczywistych uczestników wydarzeń. Metodami operacyjnymi zbierano informacje o niewygodnych świadkach, by móc ich szantażować lub skompromitować.

Bezpośrednio ingerowano także w przebieg postępowań. Czyniły tak zarówno Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, Prokuratura Generalna, jak i Naczelna Prokuratura Wojskowa. W wielu przypadkach jednak ingerencje takie nie były nawet konieczne — prokuratorzy sami wiedzieli, jak doprowadzić do umorzenia sprawy ze względu na „niewykrycie sprawców” lub „niestwierdzenie znamion przestępstwa”.

Należy jednak przypomnieć, iż nawet w okresie stanu wojennego znaleźli się prokuratorzy, którzy próbowali sumiennie wypełnić swoje obowiązki. Przykładem może być Miłan Senk prowadzący śledztwo w sprawie zbrodni lubińskiej. Początkowo sformułował on wniosek, iż użycie broni było niezasadne i rozważał możliwość postawienia zarzutów niektórym funkcjonariuszom. Ostatecznie został zmuszony do podpisania przygotowanego przez inne osoby postanowienia o umorzeniu śledztwa.

Działaniom MSW i prokuratur towarzyszyła komunistyczna propaganda. Służba Bezpieczeństwa zbierała dane o przeszłości ofiar i ich rodzin, które następnie wykorzystywano dla ich skompromitowania lub „udowodnienia” tezy, iż np. osoby ranne i zabite w toku protestów społecznych wywodziły się z kręgów marginesu społecznego, w momencie śmierci znajdowały się w stanie upojenia alkoholowego itp. Niekiedy posuwano się wręcz do rozpowszechniania wersji, iż za śmiercią poszczególnych osób w rzeczywistości stoją struktury podziemne lub państwa zachodnie.

Niewątpliwie największej manipulacji dopuszczono się w sprawie śmierci Grzegorza Przemyka. W oparciu o spreparowane przez MSW „dowody” o spowodowanie jego śmierci oskarżono załogę karetki pogotowia, która przewoziła go z komisariatu do szpitala. W sfingowanym procesie dwu niewinnych sanitariuszy skazano na kary 1,5 i 2 lat więzienia. Dopiero upadek systemu komunistycznego pozwolił na ich rehabilitację.

Przypadki ukarania sprawców zbrodni przed 1989 r. były bardzo nieliczne. Na kary 5 i 12 lat więzienia skazano zabójców Wojciecha Cieleckiego. Milicjant, morderca Grzegorza Luksa otrzymał co prawda wyrok dwu lat więzienia, jednakże nigdy nie stawił się do odbycia kary.

Pod naciskiem opinii publicznej władze zdecydowały się na ukaranie bezpośrednich sprawców morderstwa ks. Jerzego Popiełuszki. W procesie, który rozpoczął się pod koniec grudnia 1984 r. w Toruniu nie osądzono jednak ich mocodawców. Grzegorz Piotrowski i Adam Pietruszka zostali skazani na 25, Leszek Pękala na 15, a Waldemar Chmielewski na 14 lat więzienia. Nawet jednak i ten proces władze starały się wykorzystać propagandowo przeciwko ofierze morderstwa.

Pamięć
Mimo wysiłków władz, nie udało się zatrzeć pamięci o ofiarach stanu wojennego i kolejnych lat. Już pogrzeby ofiar stawały się manifestacjami patriotycznymi. Najwięcej, bo blisko pół miliona ludzi zgromadził pogrzeb ks. Jerzego Popiełuszki.
Groby ofiar stawały się symbolicznymi miejscami pamięci i spotkań zwolenników opozycji. Starano się także upamiętnićmiejsca zbrodni, stawiając krzyże, składając kwiaty i zapalając znicze. Symbole te były nieustannie bezczeszczone przez „nieznanych sprawców”. Nazwiska ofiar przypominano na łamach podziemnej prasy, stopniowo powstawały listy ofiar, liczące od kilkudziesięciu do 104 nazwisk. Starano się także publikować dostępne dokumenty, relacje świadków wydarzeń, powstawały pierwsze opracowania.

Poszczególne przypadki badały konspiracyjne struktury „Solidarności”, Komitet Helsiński, kościelne komitety pomocy represjonowanym. Już w latach osiemdziesiątych okazało się, iż na sporządzanych listach ofiar znalazły się także osoby przypadkowe, zmarłe w sposób naturalny lub wręcz takie, które padły ofiarą przestępstw kryminalnych. Wyjaśnienie tych spraw nie było jednak możliwe w warunkach systemu komunistycznego.

W wyniku przemian 1989 r. możliwe stało się pełne upamiętnienie ofiar stanu wojennego i następnych lat. W 1991 r. odsłonięto pomnik na miejscu tragedii w kopalni „Wujek”, w następnym roku powstał pomnik poświęcony pamięci ofiar zbrodni lubińskiej. Kilku monumentów doczekał się ks. Jerzy Popiełuszko. Stopniowo przybywa także różnego rodzaju pamiątkowych tablic, obelisków, nazwiska ofiar noszą ulice czy szkoły. Dzięki badaniom historyków coraz dokładniej poznajemy kulisy poszczególnych zbrodni. Powstają filmy i przedstawienia teatralne poświęcone ofiarom stanu wojennego.

Próby wymierzenia sprawiedliwości
W znacznie mniejszym stopniu powiodły się próby sądowego ukarania sprawców. Już 2 sierpnia 1989 r. Sejm PRL powołał Komisję Nadzwyczajną do Zbadania Działalności MSW, od nazwiska jej przewodniczącego popularnie zwaną „Komisją Rokity”. Nie posiadała ona zbyt wielkich uprawnień, część jej członków otwarcie sabotowała prace, zaś MSW i prokuratura opieszale udostępniały akta, część ukrywając. Mimo to w 1991 r. Komisja przygotowała raport, powstały po przeanalizowaniu ponad stu przypadków niewyjaśnionych zgonów. W efekcie w 88 przypadkach rekomendowano wszczęcie postępowań prokuratorskich, sformułowano także szereg wniosków personalnych pod adresem kilkudziesięciu prokuratorów, którzy uczestniczyli w zacieraniu śladów zbrodni. Raportu Komisji przez kilkanaście lat nie opublikowano, a jego fragmenty wręcz objęto klauzulą tajności!

W niektórych przypadkach na podstawie wniosków „Komisji Rokity” prokuratury rzeczywiście wszczęły śledztwo. Większość spraw umorzono, zaledwie kilka znalazło swój finał przed sądem. Już pod koniec 1991 r. zabójca Bogdana Włosika, kapitan SB Andrzej Augustyn, został skazany na 8 lat więzienia, którą to karę w wyniku apelacji podwyższono do 10 lat. Pozostałe procesy trwały przez wiele lat lub kończyły się niepowodzeniem.

Nie udało się doprowadzić do skazania generałów Władysława Ciastonia i Zenona Płatka, oskarżonych o podżeganie do zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki. Odpowiedzialności uniknął na razie również gen. Czesław Kiszczak, któremu zarzucono wydanie rozkazu umożliwiającego zabójstwo górników z kopalni „Wujek”, rozważano także postawienie mu zarzutów w innych sprawach. Kilkanaście lat trwają kolejne procesy milicjanta oskarżonego o śmiertelne pobicie Grzegorz Przemyka.

Dopiero po 15 latach długotrwałych postępowań przed kolejnymi instancjami i nieustannych apelacji zapadł wyrok w sprawie zbrodni lubińskiej. Ostatecznie prawomocnymi wyrokami skazano trzech z siedmiu oskarżonych: Bogdana Garusa i Tadeusza Jarockiego na 2,5 roku pozbawienia wolności, zaś Jana Maja na 3,5 roku.

Proces milicjantów z plutonu specjalnego ZOMO, oskarżonych o zabójstwo i ranienie górników z kopalni „Wujek” i „Manifest Lipcowy”, również trwał kilkanaście lat. W maju 2007 r. zapadły wyroki - dowódca plutonu Romuald Cieślak otrzymał karę 11 lat więzienia, zaś jego podwładni od 2,5 do 3 lat.

Wiele spraw badanych jest obecnie przez pion śledczy IPN. Niestety zatarcie śladów zbrodni już w latach osiemdziesiątych, następnie masowe niszczenie dokumentów SB w latach 1989-1990 oraz zmowa milczenia dawnych funkcjonariuszy bardzo utrudniają śledztwa. Instytut Pamięci Narodowej będzie jednak nadal podejmował starania, aby prawda o wszystkich przypadkach zabójstw z lat osiemdziesiątych została ujawniona, ich sprawcy ukarani, a ofiarom został oddany należny hołd. (...)

Łukasz Kamiński

za: 13grudnia81.pl

[foto IPN]

Galeria do artykułu :
Zobacz więcej zdjęć ...





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.