W czasach PRL-u 7 listopada we wszystkich kalendarzach zarezerwowany był dla rocznicy rewolty bolszewickiej w Rosji, choć historycy zaświadczają dziś, że 7 listopada 1917 (25 października rosyjskiego stylu) nic specjalnego się nie wydarzyło. Najgorsze miało przyjść dopiero później.
W zawłaszczonym polskim kalendarzu pod 7 listopada nie było więc miejsca na rocznice urodzin Marii Skłodowskiej-Curie (*1867) czy wielkiego polskiego malarza Józefa Chełmońskiego (*7 XI 1849 †6 IV 1914).
Prawie wiek od śmierci Chełmońskiego to wystarczający czas, by można o nim powiedzieć, że był jednym z najwybitniejszych malarzy polskich. I najbardziej znanych. Mówi się o nim, że współtworzył kanon polskiego krajobrazu a jego przedstawienia zwierząt w ruchu są niezrównane.
Urodził się we wsi Boczki w Łowickiem (przez miejscowych ludzi nazywanych dziś powszechnie Boczkami Chełmońskimi…), w zubożałej rodzinie szlacheckiej herbu Prawdzic. Jego ojciec (też Józef, tak samo dziadek) był dzierżawcą majątku Boczki. Trudne i niestabilne materialnie życie ówczesnych dzierżawców znamy dobrze z powieści Marii Dąbrowskiej Noce i dnie (postać Bogumiła Niechcica) a także z biografii Stefana Żeromskiego (jego ojciec był dzierżawcą) i z jego Syzyfowych prac.
Przypuszcza się, że wrażliwość artystyczna Józefa była wypięlęgnowana przez jego matkę. Izabela z Łoskowskich była osobą o wielkiej kulturze, kochała sztukę i literaturę. Chełmoński zawsze chętnie wracał do swoich stron rodzinnych, tu odnajdywał siły i natchnienie do nowych prac.
W latach 1867–71 kształcił się w klasie rysunku w Warszawie i w prywatnej pracowni wybitnego malarza Wojciecha Gersona.
Droga do sławy – tak jak w przypadku niemal wszystkich znaczących malarzy polskich jego pokolenia – wiodła przez Monachium (1871–74). Tu się związał z liczną polską kolonią artystyczną. Zaprzyjaźnił się ze starszym o kilka lat Adamem Chmielowskim (św. Bratem Albertem), ze Stanisławem Witkiewiczem i z Antonim Piotrowskim. Po powrocie do kraju otworzyli wspólną pracownię w warszawskim Hotelu Europejskim.
Krytyka polska nie poznała się początkowo na jego twórczości, w roku 1875 wyjechał na 12 lat do Paryża. Tam zdobył sławę znakomitego malarza i osiągnął niezależność finansową.
Po powrocie do Polski (1887) zamieszkał w Warszawie, potem w ukochanym dworku w Kuklówce, gdzie dokona żywota. Dużo malował, Kuklówka przypominała mu rodzinne Boczki. Starał się żyć w zgodzie z naturą, miał też skłonności do mistycyzmu, co jest o tyle ciekawe, że krytyka w Polsce często mu zarzucała w twórczości „gruby realizm”!
Malował osadzone w mazowieckiej lub w kresowej scenerii (dzięki podróżom poznał Podole i Ukrainę) sceny rodzajowe z życia ziemian, chłopów, Kozaków.
Wspaniale podpatrywał naturę, szczególnie zwierzęta. Jest uznanym mistrzem w przedstawianiu dynamicznych zaprzęgów, często w scenerii rozległych stepów.
Mistyk z Kuklówki pozostał realistą w sposobie prezentacji świata, pozostawiając doznania mistyczne wrażliwości odbiorcy na ten świat.
Za najwybitniejsze dzieła Chełmońskiego uznaje się Żurawie, Czwórkę, Babie lato, Orkę, Bociany i Krzyż w zadymce.
XX-wieczny historyk sztuki Maciej Masłowski (*1901 †1976), tak jak Chełmoński z Mazowsza, napisał pięknie, że Chełmoński zaklął w swoim malarstwie tajemnicę polskości…
Piotr Szubarczyk
za: wolnapolska.pl