Monodram Piotra Cyrwusa, z umysłem zniewolonym na czerwono…
data:17 września 2012     Redaktor: GKut

W rocznicę agresji Sowieckiej na Polskę, zapraszamy na monodram „Zapiski żołnierza Armii Czerwonej”  na podstawie tekstu Sergiusza Piaseckiego. Znany aktor wcieli się nie tylko w rolę bolszewickiego żołdaka, przeniknie też do jego umysłu – wyniszczonego przez propagandę, w pełni zniewolonego.


Co? Gdzie? Kiedy?

Monodram „Zapiski Żołnierza Armii Czerwonej” z Piotrem Cyrwusem

Scena Pod Ratuszem Teatru Ludowego w Krakowie (Rynek Główny 11)

17 września 2012 r., godz. 19.00 (wstęp 10zł)

 

Kontakt dla mediów:

Filip Obara: 795 998 642

st.dorzeczy@gmail.com

Organizator:
Signum Temporis: Stowarzyszenie do Rzeczy

17 września 1939 roku - przez wiele lat zakazane było upamiętnianie tej daty jako rocznicy agresji Związku Sowieckiego na Rzeczpospolitą. Do dziś mniej mówi się o komunistycznym najeźdźcy, który zajął wówczas przecież pół Polski. Z ziem okupowanych przez sowietów w tamtym okresie do Rzeczypospolitej po II wojnie światowej wróciła tylko Białostocczyzna i skrawek ziemi przemyskiej – reszta to dziś Kresy Wschodnie, na których dogasają ostatnie reduty starodawnej polskiej kultury...

 

Zapiski oficera Armii Czerwonej (I wydanie w 1957 r.)

„Noc była czarna jak sumienie faszysty, jak zamiary polskiego pana, jak polityka angielskiego ministra” – pierwsze słowa pamfletu na komunistyczną Rosję oddają esencję sowieckiej propagandy. Znakomity portret psychologiczny sowieckiego oficera to zasługa nietuzinkowego talentu Sergiusza Piaseckiego. Nie jest to jednak zwykły pamflet – ów apokryficzny pamiętnik jest analizą umysłu, który został zupełnie przerobiony przez sowiecki, komunistyczny eksperyment. W codziennych przemyśleniach oficera odbija się destrukcyjny wpływ wielkiej machiny komunistycznego totalitaryzmu, a jego dziki i nieposkromiony temperament zderza się z tradycyjnym porządkiem Kresów Rzeczypospolitej. Postać oficera Zubowa rozbawia i zdumiewa swym barbarzyństwem, ale w gruncie rzeczy jest postacią tragiczną.

 

Słowo od reżysera

Kiedy dwadzieścia lat temu sięgnąłem po Zapiski oficera Armii Czerwonej, przeżyłem szok. Przede wszystkim pod wpływem finału opowieści, ukazującego jak wielka może być podłość i niewdzięczność ludzka wynikająca z ogłupienia i zniewolenia umysłowego. Realizowaliśmy ten spektakl w roku 1990, gdy wojska sowieckie wciąż przebywały na terytorium Polski. Jeszcze rok wcześniej wystawienie tego monodramu nie byłoby możliwe, byliśmy więc tak zachłyśnięci wolnością, jaką uzyskała Polska, że nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę, iż tekst Piaseckiego może odnosić się nie tylko do minionych czasów, ale i do późniejszego okresu III Rzeczypospolitej.

Teraz – w roku 2012 – powracam do tekstu Piaseckiego i widzę przerażającą ponadczasowość ukazanych przez niego mechanizmów. Żołnierz Armii Czerwonej bezkrytycznie podchodził do zasłyszanych informacji, podobnie jest i dziś, gdy wielu ludzi przyjmuje bezkrytycznie informacje rozpowszechniane przez upolitycznione media. Na naszych oczach odbywa się proces dezinformacji, który sprawia, że ludzie zatracają zdolność samodzielnego myślenia i dociekania prawdy.

Moralna znieczulica dzisiejszych „elit” przywołuje w pamięci czasy strajków na początku lat osiemdziesiątych. Przyłączyli się do nich również artyści występujący w telewizji. Niektórzy aktorzy łamali jednak ten narodowy bojkot. Gdy taki aktor miał następnie wystąpić w teatrze – był tam wyklaskiwany. Otwierał usta, a ludzie zaczynali klaskać, a trwało to tak długo, aż zszedł ze sceny. I tacy ludzie nie mogli grać, nie mogli publicznie zabierać głosu. Wtedy tłum wyklaskiwał tych, którzy łamali strajk – dzisiaj oklaskuje tych, którzy wyśmiewają się z wartości ważnych dla naszego narodu. W ten sposób tracimy tożsamość.

Zapiski oficera Armii Czerwonej są do dziś tekstem niepokojąco aktualnym – budzą z letargu i zmuszają do myślenia.

Wywiad z Piotrem Cyrwusem

Skąd wzięła się idea wystawienia właśnie Zapisków oficera Armii Czerwonej?

Z Tomaszem Obarą pracowaliśmy dużo wspólnie w szkole teatralnej, jako koledzy z jednego roku, a później nasze losy – przez to, że pracowaliśmy w różnych teatrach – rozeszły się. Ja wcześniej nie znałem twórczości Sergiusza Piaseckiego, a kiedy już byłem w Teatrze Stu w Krakowie, Tomek zaproponował ten właśnie monodram. Nawet nie wiedziałem wtedy co z tego będzie, ale dyrektor Jasiński chętnie na to przystał i zrobiliśmy tę sztukę.

Jak przedstawienie zostało odebrane?

Pojechaliśmy na festiwal monodramów, wtedy dostałem tylko wyróżnienie, dlatego, że wtedy jeszcze stały wojska radzieckie w naszym kraju i pewien krytyk napisał – co nie było naszym zamiarem twórczym – że jak taki młody, zdolny aktor może tak nienawidzić naszego bratniego Związku Radzieckiego. Zawsze z Tomkiem, żeśmy zakładali, że to nie będzie sztuka, którą jątrzy przeciwko jakiemukolwiek narodowi. W związku z tym nawet mieliśmy duży problem co zrobić, kiedy na końcu Michaił Zubow zostaje tym, kim zostaje, czyli ubowcem, który się „odwdzięcza” za całą dobroć, jakiej doznał w czasie wojny. Czasem było tak, że nawet ludzie nie bili brawa, że była olbrzymia cisza po spektaklu. Ale chyba dobrze zrobiliśmy, że tak to się kończy – pomnikiem żołnierza radzieckiego. Też jesteśmy wdzięczni, bo ludzie, którzy szli wtedy na wojnę, przynieśli nam mimo wszystko wolność od nazizmu, nie zdawali sobie sprawę, że nas wpuszczają w inne maliny.

Monodram na pewno porusza osoby starsze, pamiętające czasy opisane przez Piaseckiego. A czy dociera on również do młodszej widowni?

Pamiętam takie chwile, jak w teatrze w Zielonej Górze, kiedy schodziłem ze sceny i starszy pan, strażak, który pilnował sceny, płakał – ja się zapytałem o co chodzi, a on mówi: „Ja jestem z Wilna i to wszystko przeżyłem”. Wiele było takich chwil podczas podróży z tym monodramem, że rzeczywiście przybliżał on te sprawy. Ostatnio zaś pod auspicjami ministerstwa kultury zagrałem parę spektakli i było to niesamowite spotkanie, bo i młodzież i nauczyciele mówili, że jest to żywa historia, którą często dziś usłyszeć w takim skrócie, ale też podanym dosyć klarownie.

To jest niesamowite, że opowiadam tu o zupełnie innych czasach. W tej chwili jest dostęp do całej tej wiedzy historycznej, ale nikt się tym nie interesuje – kiedyś nie było tego dostępu, a wszyscy chcieliśmy wszystko wiedzieć. To jest paradoks czasów, na który nie należy się oburzać, ponieważ zawsze tak było i będzie. Ale to, że tyle lat w umysłach starszych ludzi, którzy zostali przesiedleni, przeżyli wojnę – do końca nie można było mówić całej prawdy o tej wojnie – to jest bardzo żywa sprawa.

Myślę, że nie było naszym zamiarem z Tomkiem rozbabrywać jakichś zaszłości. Zawsze powtarzam, jeżeli gram dla młodzieży, że w każdym systemie można spotkać takiego Zubowa. To są ludzie wypruci przez ideologię czy różne sprawy, które nawet w dzisiejszej Polsce możemy spotkać – którzy nie mają własnego zdania, po prostu nie potrafią być sobą. Jest to konformizm, ale tu jest trudność, bo sam żyłem w komunie i wiem, że nie wszyscy byli konformistami – niektórzy uwierzyli w tą ideologię.

Postać głównego bohatera jest specyficzna – bardzo ekspresywna, gwałtowna, wręcz zwierzęca. Czy pasowała Panu taka rola i czy dużo trzeba było się nad nią napracować?

Ja chyba jestem takim ekspresywnym aktorem. Reżyser mnie wybrał, więc chyba wiedział co robi – albo i nie? (śmiech) Ale przede wszystkim to było moje pierwsze zmierzenie z pracą nad monodramem, byłem dopiero cztery lata na scenie i bardzo wiedziałem „z czym to się je”. Może dlatego właśnie zgodziłem, że nie miałem wyobraźni, zgodziłem się na to, bo mnie to fascynowało, ale nie wiedziałem, że to jest taki trud, żeby utrzymać ludzi w uwadze – ale jest to niesamowita satysfakcja, bo tu muszę liczyć tylko na siebie i stwarzanie tego teatru nie rozkłada się już na innych kolegów. Jestem tylko ja i widz – wszystko zależy ode mnie i od widza oczywiście, bo przecież teatr tworzymy z widzem.

Czy Pańska popularność zdobyta w telewizji ma jakiś wpływ na odbiór tego spektaklu?

Muszę wspomnieć, jak kiedyś, będąc już u szczytu sławy serialowej, pojechałem do teatru w Tychach i kiedy tam stoję jako ten oficer armii radzieckiej i palę papierosa – i przyszła sama młodzież. Oczywiście poznają mnie niektórzy, chcą się zaprzyjaźnić i wołają „Ryśku! Ryśku!”. Wtedy myślałem, że ucieknę z tej sceny, ale z premedytacją i zacięciem powiedziałem sobie „teraz albo nigdy” – po prostu siadłem i od pierwszych chwil nastąpiła taka „chemia” między nami, że zaraz po spektaklu wszyscy wstali jak z katapulty i miałem owację na stojąco, a wcześniej były reakcje od śmiechu po kompletną ciszę.

Jakie były metody pracy nad sztuką?

Trudno mówić o metodach, staraliśmy się jak najlepiej to zrobić – czasem metodą prób i błędów – i zamknęliśmy to w pewnej całości. Ale myślę, że Tomek – choć jest rygorystycznym reżyserem – zostawił mi duże pole swobody, że grając to, można powiedzieć, „jazzuję”, bo nie zawsze da się zagrać identycznie, ale jak to „niesie”. Jest to kwestia wyczucia publiczności, ale też trzeba pamiętać, żeby nie grać „pod publikę”.

Co stanowi o komunikatywności tekstu Piaseckiego, który dociera zarówno do starszej jak i młodszej widowni?

Bardzo trudne pytanie. Różnie to bywa. Przecież samą literaturę Sergiusza Piaseckiego często się wychwala albo odżegnuje od czci i wiary. Myślę to polega to na pewnym autentyzmie. Tekst jest niepowtarzalny i autentyczny. Mam takie marzenie, szukam kogoś, z kim mógłbym nagrać słuchowiska całej spuścizny Piaseckiego. Parę razy też z kolegami filmowcami zastanawialiśmy się nad ekranizacją. Jest to świetny materiał filmowy. Ale niestety to chyba jeszcze nie są te czasy. Jeszcze są to drażliwe i historie. Muszę powiedzieć, że Piaseckiego chce się przywłaszczyć – a to partie prawicowe, a to inne środowiska – a on nie jest przywłaszczalny. Myślę, że właśnie autentyczność i uniwersalizm tej literatury sprawia, że ludzie w różnym wieku czerpią z niej i emocje, i prawdę, i wyobraźnię. Był on – sądzę, że nie będzie to za duże słowo – kronikarzem tamtych czasów, które umiał autentycznym językiem opisać.

Minęło kilkanaście lat odkąd po raz pierwszy wcielił się Pan w rolę oficera Armii Czerwonej. Jak się Pan czuje z tą rolą po tak długim czasie?

Myślę, że coraz lepiej. (śmiech) Jest to jednocześnie pewne niebezpieczeństwo, spoczęcia na laurach, zadufania, ale zawsze pamiętam, jaki to jest materiał i jaka odpowiedzialność za tekst, za aktorstwo, kiedy jest się samym na scenie. Gram to teraz od święta do święta, jak to określam „dla honoru domu” i cieszę się, że jeszcze mogę w takiej formie moich widzów może nie tyle zabawić, co zaciekawić światem.

Dziękuję za rozmowę.

Signum Temporis. Stowarzyszenie do Rzeczy. Stowarzyszenie powstało w kwietniu 2012 r. i jako cel nadrzędny postawiło sobie dbanie o polski dorobek kulturalny. Doceniając wielkie dziedzictwo narodowe pragniemy dołożyć od siebie cegiełkę do poszerzenia i popularyzacji polskiej kultury.

Kontakt: st.dorzeczy@gmail.com

Zdjęcia do artykułu :
Zdjęcia do artykułu :
Źródło: Kapif
Źródło: Kapif





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.