A więc inaczej: dla przybysza z okolic Warszawy, Poznania, Krakowa czy Białegostoku jest to wspomnienie tego, co być może jeszcze pamięta z dzieciństwa. Bo przecież odpust to było coś! Na odpust czekało się cały rok - bo to i rodzina przyjedzie, i rodzice nie pożałują grosza na obwarzanki, trocinowe kolorowe piłeczki na gumce, wiatraczki w jaskrawych kolorach i na wszelką inną - powiedzielibyśmy dzisiaj - tandetę - która radowała serce. Tłumy dzieci kłębiące się pomiędzy straganami, gwiżdżące na glinianych gwizdkach, trąbiące ku utrapieniu starszych, którzy chcą pogadać ze znajomymi z sąsiedniej wsi albo z tymi, którzy już od paru lat miastowi i tylko właśnie na odpust zjeżdżają w rodzinne strony. I, co dziwne, nikt się nie spieszy do domu. Żadnego kolejnego odcinka "Złotopolskich" ani "Familiady", ani hipermarketu otwartego siedem dni w tygodniu.
W Turgielach można przeżyć powrót do dzieciństwa.
- Ave Marija, g r a c -i -j a p l i e n a…- słychać piękny śpiew i charakterystyczny akcent, który sprawia, że gdzieś na sercu robi się ciepło. To nie jest film, w którym aktorzy z mniejszym lub większym powodzeniem mówią z udawanym zaśpiewem. Jesteśmy w sercu Polski. Na Wileńszczyźnie. Oni to Polacy, kiedy my czasami już tylko polskojęzyczni.
Procesja z darami wydaje się nie mieć końca. Wszystkie kobiety – i te młode, i te trochę starsze – mają na głowach zielone wieńce. Nie wstydzą się. Niosą w darze kłosy zbóż, owoce, warzywa. Bo to przecież już po żniwach.
Po skończonej Mszy św. tłum przemieszcza się z kościoła na rozległy teren rekreacyjny. W pochodzie idzie orkiestra dęta, panny od procesji, w rucianych wiankach i długich białych sukniach, spod których niekiedy widać czarne legginsy i buty na platformie. U niejednej też spod zielonej ruty błyska groźnie „smoky eye” – cóż, „nowoczesność” dotarła i tutaj!
Najwięcej wzruszenia dostarczył przyjezdnym widok dzieci w dawnych strojach, szczególnie zaś chłopczyka w kontuszu.
Stragany już stoją. Wiele stoisk, na których pełno miejscowych przysmaków: karkówka, kiełbasa, pierogi, naleśniki, rozmaite ciasta. I obowiązkowo kwas chlebowy! Dla koneserów chmielu w płynie - tego trunku też nie brakuje!
Większość „nietutejszych” od razu rzuca się do kupowania smakołyków. Mięso? Proszę bardzo! Ale chleba ani ciasta jeszcze nie można sprzedawać – ksiądz nie poświęcił! Dopiero po tym obrządku będzie można zaznać przyjemności smakowania ciemnego razowca o zapachu miodu lub kminku.
Po występach oficjeli i zaproszonych gości na scenę wkraczają zespoły dziecięce, młodzieżowe i te zupełnie dorosłe.
Czas upływa na rozmowach, kosztowaniu specjałów, słuchaniu śpiewnej polskiej mowy i chłonięciu promieni słońca, które w końcu wyszło zza chmur.
Dobrze byłoby wrócić kiedyś do Turgiel…
AlicjaS
(Wyprawę do Wilna, Turgiel, Trok i Ponar zorganizował białostocki oddział Solidarnych 2010)